Moda na ekologiczne produkty cały czas się utrzymuje. Świadomy konsument coraz częściej wybiera kosmetyki naturalne, które nie tylko nie mają negatywnego wpływu na środowisko, ale są także bezpieczne dla naszej skóry. Producenci doskonale zdają sobie z tego sprawę i bardzo często nabijają nas w „zieloną butelkę” promując produkty, które nie mają nic wspólnego z ekologią. Jak nie płacić za ekościemę, czyli jak ustrzec się przed zjawiskiem greenwashingu?

Greenwashing

Greenwashing – co to takiego?

Termin został stworzony w 1986 roku przez Jaya Westervelta, który w swoim artykule opisywał hotele zachęcające swoich klientów do rzadszego wymieniania ręczników, argumentując to troską o środowisko. Polskim odpowiednikiem pojęcia greenwashingu jest „ekościema” lub „zielone mydlenie oczu” i oznacza promowanie przez producentów swoich produktów jako ekologicznych i naturalnych, mimo że takimi nie są. Agencja marketingu środowiskowego TerraChoice opublikowała listę siedmiu grzechów greenwashingu wymieniając pułapki, na które możemy się natknąć przy wyborze ekologicznych produktów. Oszukują producenci żywności, kosmetyków, opakowań, a nawet samochodów. Ostatnimi czasy wiele kobiet zaczyna wymieniać swoje stare kosmetyki na naturalne lub wegańskie, których skład z założenia powinien być delikatny dla naszej skóry, a opakowanie biodegradowalne. Niestety za sprawą zjawiska greenwashingu okazuje się, że wiele rzekomo ekologicznych produktów jest jedną wielką marketingową ściemą.  Jak więc nie dać się oszukać producentom pseudo naturalnych kosmetyków?

Nie sugeruj się opakowaniem

Najbardziej popularnym zabiegiem producentów pseudo ekologicznych kosmetyków jest granie opakowaniem, które tylko wygląda na naturalne. Całe zielone z roślinnymi motywami, najczęściej w tekturowym pudełku, na którym znajdziemy napisy „bio”, „eko”, „vegan”, logo firmy oplecione liśćmi – to wszystko ma zapewnić, że produkt jest ekologiczny. Popularnym zabiegiem jest także umieszczanie specjalnej grafiki, która ma sugerować certyfikat np. że produkt, nie był testowany na zwierzętach.

Nie sugeruj się opisami

Producenci kosmetyków często umieszczają na opakowaniach nieprawdziwe informacje na temat cech ich produktu. Podają zmyślone dane, które nie mają żadnego naukowego pokrycia. Na etykiecie znajdziemy informacje typu: „naturalne składniki”, „naturalnie nawilżający”, „w zgodzie z naturą”, „naturalna pielęgnacja”. Często nazwa kosmetyku, czy całej serii jest tak przemyślana, aby kojarzyła się z ekologią.

Nie sugeruj się jedynym składnikiem

Bardzo często łapiemy się na tym, że efektywność czy naturalność danego kosmetyku uzależniamy od jednego składnika, który przykuje naszą uwagę. Skoro istnieje na nie popyt, rodzi się też podaż. Tak więc powstają całe serie kosmetyków np. z owocami jojoba, z liśćmi zielonej herbaty, z liśćmi manuka. Jeden wypchnięty przed szereg składnik sugeruje nam, że cały kosmetyk jest naturalny. Taki zabieg ma na celu wskazanie na fałszywą naturalność produktu i tym samym odwrócenie uwagi konsumenta od innych szkodliwych składników.

Innym ciekawym zjawiskiem praktykowanym przez producentów kosmetyków jest tworzenie kilku serii danego produktu, np. kremu do twarzy. Pierwszej, całkowicie naturalnej, dzięki której klient nabiera zaufania do całej marki, a następnie drugiej, z kiepskim składem, której koszty produkcji będą tańsze, a przecież sprzeda się tak samo.

Czytaj składy kosmetyków

Oczywiście nie każdy z nas jest dyplomowanym kosmetologiem znającym właściwości każdego związku użytego w danym kosmetyku. Mimo tego w sieci istnieje mnóśtwo stron, które pomogą nam przeanalizować skład danego produktu (np. cosmetip.pl) . Wystarczy wpisać nazwę kosmetyku, a wyszukiwarka wyświetli nam cały skład wraz ze wskazaniem, czy dany związek jest dozwolony w naturalnych kosmetykach, czy nie. Można również zapisać się do wielu grup np. na Facebooku, na których użytkownicy analizują składy danych kosmetyków, a także opisują ich działanie na skórę. Z czasem, analizowanie składów może stać się fajną zabawą!